Dziś na blogu kolejna historia autentyczna #16. Szymon Kędzior – podróżnik i copywriter opowie Wam nieco o swoich wyprawach po świecie i o tym, co dzięki nim zyskał, o pasji do motoryzacji.
FSOtrip – co to takiego?
FSOtrip było dla mnie bardzo ważnym przedsięwzięciem. Łączyło kilka moich pasji i dawało okazję do wyżycia się. Samochody, podróże i pisanie. Stary Polonez Caro, trasy liczące po kilka tysięcy kilometrów pokonywane w ciągu tygodnia – dwóch i blog z relacjami z podróży. Po co to wszystko? Po co spędzać całe dnie w nieergonomicznej kabinie starego grata bez klimatyzacji i wspomagania? I czy cokolwiek mi to dało?
Skąd to się wzięło?
First things first. Zaczęło się od słuchania muzyki i czytania książek. Adam Zieliński rapował o Babadag. Babadag to miasto we wschodniej Rumunii. Niedaleko stąd do Morza Czarnego. Sięgnąłem po książkę Andrzeja Stasiuka i wsiąkłem. Ale może, może to zaczęło się wcześniej?
Od tego kiedy słuchałem moich bliskich, jak opowiadali o swoich przygodach z młodości? O jeżdżeniu autobusem po pustyni, o wpływaniu na pełnych żaglach do portu? Bez względu na to, gdzie (albo raczej kiedy) znajdziemy początki FSOtrip, na pewno chodzi o opowieści o podróżach i jakimś innym świecie.
Jak daleko zajechaliśmy?
-
- 3500km, Rumunia
Na początek ruszyliśmy do Rumunii. Wampiry, karawany cygańskich wozów, niedźwiedzie grasujące w lasach! Wydawało nam się, że to takie egzotyczne miejsce. Okazało się nie tak szalone, ale wspomnienia przejazdów Szosą Transfogaraską i Transalpiną wciąż wywołują szeroki uśmiech na mojej twarzy.
-
- 8000km, Armenia
Pierwszy raz wychynęliśmy za próg Europy. To było coś. Najpierw odwiedziliśmy znany już nocleg w Bodrogkeresztúr. Potem na pełnym gazie przez Bałkany, dalej jeszcze szybciej przez Turcję i pierwszy spokojniejszy postój na Kaukazie.
-
- 6800km, Afryka/Portugalia
Nasza trzecia wyprawa miała być eskapadą, o której pisaliby poeci jeszcze wiele wieków później. Dwa stare polonezy w drodze na Czarny Ląd. Niestety, w trasę wyjechaliśmy w okrojonym gronie i tylko jednym samochodem. Bez drugiej ekipy nie odważyłem się jechać do Maroka i ostatecznie wylądowaliśmy w Portugalii. Nie ma jednak tego złego. To wtedy odkryłem portugalską cząstkę mojej duszy.
-
- 3500km, Polska
W końcu postanowiliśmy również zwiedzić i pokazać naszym czytelnikom Polskę. Z pomocą fanów na Facebooku i Youtubie zebraliśmy listę ciekawych i nieoczywistych miejsc, które warto poznać. Tym razem już w podwójnym składzie pojechaliśmy w trasę dookoła Polski. Spotkaliśmy masę pozytywnych ludzi i odwiedziliśmy niezwykle ciekawe miejsca (Kruszyniany do dziś są moim numerem jeden).
Trudności podczas podróżowania
Warkot silnika, piekące słońce, pusta szosa… Nie zawsze było tak pięknie. Głównym problemem były dla nas finanse. Podróżowanie samochodami nie jest tanie. Utrzymanie pojazdu, paliwo, naprawy, części… No i chcąc zwiedzić wybrany kraj, trzeba do niego najpierw dojechać. Żeby to zrobić musieliśmy ogarnąć nasze pojazdy. Samo w sobie przygotowanie samochodów do trasy nie było aż takim problemem. Naprawdę trudna sytuacja wynikła natomiast z powierzenia przygotowania jednego z naszych samochodów warsztatowi, który podszedł do tematu niepoważnie. Nierzetelny warsztat sprawił, że wyprawa do Afryki nie doszła do skutku.
Utrzymanie zainteresowania odbiorców od wyprawy do wyprawy stanowiło natomiast pewne wyzwanie. Główne wydarzenie odbywało się raz w roku. To była kulminacja zaangażowania czytelników i widzów. Poza udziałem w imprezach motoryzacyjnych i podróżniczych staraliśmy się wciągać ich w proces planowania trasy i pokazywać z jakimi dylematami mamy do czynienia.
Czymś, co trzeba brać pod uwagę przy każdym przedsięwzięciu są różnice charakterów. Nawet najlepsze przyjaźnie zostaną wystawione na próbę. W podróży jest wiele spraw, które podnoszą ciśnienie, a każdy reaguje nieco inaczej. Warto się z tym liczyć i nie chować urazy za długo.
Czego się nauczyłem?
Przez kilka lat organizowania wypraw i ogarniania spraw nauczyłem się kilku rzeczy. Przede wszystkim, kiedy patrzę na to z dystansu, zdaję sobie sprawę, że nawet poboczne zajęcia mogą silnie wpłynąć na Twoje życie i sprawy zawodowe.
A czego konkretnie nauczyłem się dzięki FSOtrip i podróżom?
Dogadywać z ludźmi, nawet jeśli brakuje wspólnego języka.
Za każdym razem starałem się poznać choćby kilka podstawowych zwrotów w języku kraju, do którego jechaliśmy.
Skutki bywały różne. W języku ormiańskim byłem w stanie się przywitać, podziękować i… niewiele więcej. Dziś wiem już, że jeśli dwie osoby chcą się porozumieć, to się dogadają. Jeżeli zabraknie tej chęci, to nawet w tym samym języku będą mieć problem. Najlepszym przykładem niech będzie godzinna rozmowa z dwójką Ormian na stacji benzynowej. Nie łączyło nas nic, poza czasem i przestrzenią. No i życzliwością napędzaną chęcią poznania drugiego człowieka.
Nauczyłem się też, że przygotowania to podstawa. Dzięki nim uniknęliśmy wielu trudnych sytuacji, które mogą spotkać podróżników i turystów. Niestety, przez to nasze relacje bywały nudne. Żadnych porwań, wymuszeń ani dziwnych spotkań z policją…
Naprawiać samochód na drodze – zdarzały nam się różne sytuacje. Weźmy wymianę pompy paliwa w centrum Erywania. Żadnego assistance tylko ja, narzędzia i części, które zabrałem ze sobą w podróż.
Czasem musisz improwizować. Polegać na własnej intuicji. Ubrudzisz się przy tym niemiłosiernie, ale frajda z usprawnionej maszyny jest nieziemska!
Pisać bez względu na zmęczenie – starałem się żeby posty na blogu pojawiały się codziennie podczas wypraw. Bywało to trudne ze względu na dostęp do internetu, ale również zmęczenie. Po całym dniu za kierownicą Poloneza, w upale, cały w kurzu, nie zawsze miałem ochotę siadać do pisania.
Dziś przydaje mi się to w pracy. Pisarz, bez względu na to, czy jest copywriterem, dziennikarzem albo blogerem, musi pisać. Nawet po długiej podróży, przed pierwszą kawą, pod ostrzałem… Pisarz ma pisać.
Co mi to wszystko dało?
Konkretne umiejętności to jedno. Są ważne, bo bez nich trudno cokolwiek zrobić. Jednak poza nimi jest coś mniej namacalnego. Coś znacznie trudniej mierzalnego. To podejście do życia, ludzi i zrządzeń losu.
Zyskałem spokój, że nawet jeśli się zgubię, to jakoś znajdę drogę – bo droga gdzieś jest. Być może nawet właśnie nią podążam, tylko jeszcze o tym nie wiem. A nawet jeśli nie, to będę mógł opowiadać o tym, co zobaczyłem za zakrętem. Mam większe zaufanie do ludzi – nie boję się ich. W końcu mieszkaniec obcego kraju, czy prezes dużej firmy, to tacy sami ludzie jak ja, tylko trochę szczuplejsi. Z dystansem patrzę też na medialne doniesienia o karkołomnych wyprawach – często są ostro podkręcone. Mało kto chciałby o nich słuchać, gdyby wszystko szło gładko, a tak się dzieje, jeśli dobrze się przygotujesz i masz głowę na karku. No i przede wszystkim, wiem, że dzieci wszędzie śmieją się tak samo. Lubią się bawić i mają zaufanie do świata.
Autor tekstu i zdjęć: Szymon Kędzior
Strona: www.contentsimon.com
Profil na LinkedIn: https://pl.linkedin.com/in/contentsimon
YT: https://www.youtube.com/user/FSOtrip
Szymon, dzięki za podzielenie się swoimi podróżami 🙂