Zachcianki ciążowe – wymysł czy to na serio?

Posted in Bujam się, Refleksje
on listopad 20, 2017
Zachcianki ciążowe

Na początku nie wierzyłam w ich istnienie i myślałam, że opowieści o nich są wyssane z palca. Zachcianki ciążowe, bo o nich mowa – zawsze traktowałam z przymrużeniem oka. Do czasu, gdy sama nie zaczęłam ich mieć. Pozwólcie, że opowiem Wam trochę o nich i o tym, jak to u mnie było.

Zachcianki ciążowe – jak to u mnie było?

Gdy byłam w ciąży przez pierwsze miesiące to w ogóle nie wierzyłam w istnienie czegoś takiego jak zachcianki ciążowe. Trochę słyszałam o nich od różnych osób, ale było to na zasadzie, że jednym uchem wpuszczałam, a drugim wypuszczałam. Nie wierzyłam w te opowieści do końca. Najpopularniejsze jest chyba łączenie ogórka kiszonego z czymś słodkim… Och, jak ja się śmiałam z tych opowieści… Do czasu, gdy sama nie zaczęłam tak jeść! (Serio!) Do czasu, aż nie trafiła i mnie moja pierwsza zachcianka ciążowa. Jesteście ciekawi co to było?

Przez pierwszy miesiąc ciąży żyłam tak, jakbym w niej w ogóle nie była. Powiem Wam, że nawet nie wiedziałam, że jestem w ciąży. W tym czasie dużo się wydarzyło – świętowaliśmy z przyjaciółmi roczek ich syna. O ciąży dowiedziałam się dopiero 9 dni po tych urodzinach. Dzień przed zrobieniem testu ciążowego miałam straszną ochotę na lody śmietankowe. Do tego stopnia, że zjadłam ich całe pudełko i przez trzy godziny nie oderwałam oczu od książki. Wtedy już przeszła mi przez głowę myśl, że mogę być w ciąży. Podświadomie pragnęłam tego, myśli krążyły mi wokół tego tematu, ale no musiałam mieć dowód.

Na drugi dzień – zrobiłam test. Kreseczki na teście niemal od razu były bardzo wyraźne. Patrzę na test i mówię: „O kur..!”. Chwilę później pokazałam go mojemu mężowi, a on tak samo zareagował. Po prostu nie wierzyłam, że tak szybko nam się udało. Ogarnęło nas wielkie szczęście i szok jednocześnie, choć była to ciąża planowana i wymarzona. Obydwoje marzyliśmy o dziecku jeszcze podczas sylwestra i było to naszym zgodnym życzeniem noworocznym. Na początku to do mnie nie docierało, potem dotarło i znów zapragnęłam lodów śmietankowych, których w domu nie było… W sklepach jak się okazało też nie. I tak zaczęła się moja nietypowa przygoda z zachciankami ciążowymi… szczególnie na rzeczy nietypowe, które jadłam kiedyś w dzieciństwie albo których smak tylko przez chwilę poznałam, a oczywiście większość z nich była niedostępna, bo głupi zawsze ma takie szczęście.

Potem było gorzej i grubiej…

Kolejne miesiące mojej ciąży zniosłam dość spokojnie. Czas na początku się dłużył. Szczególnie, gdy czekaliśmy na wyniki testu P-APPA przez cały urlop. Tu przeczytacie przez co przeszliśmy z moim mężem. Słuchałam tylko czego nie mogę jeść, a i tak odżywiałam się tak samo jak przed ciążą i miałam swoje przyzwyczajenia np. lubiłam mocno przyprawione mięso. Słuchałam, żeby nie jeść ostrych przypraw, bo zaszkodzą dziecku. W ciąży miałam też ogromną słabość do coca-coli. Ten trucizn (pisownia specjalna) uwielbiam od lat i bardzo trudno było mi przestać pić ten czarny napój. Picie coli ograniczyłam, aż do teraz, gdy na tym etapie nie piję w ogóle.

Co było dalej? Pewnego ranka obudziłam się dość wcześnie i poczułam, że nie zjem śniadania. Nie mogę, nic mi nie wchodziło. Marzył mi się kawałek ciasta czekoladowego, czyli brownie. Szukaliśmy go wspólnie po kilku cukierniach w Warszawie, mój mąż dzwonił nawet do zaprzyjaźnionej z pytaniem czy mają dziś brownie. Nie mieli. To wsadziliśmy swoje tyłki w samochód i ruszyliśmy na poszukiwania. Brownie udało się znaleźć w jednej cukierni w galerii handlowej. Kupiłam dwa kawałki, a potem zaczęłam piec sama w domu. Pychota i ten zapach! Podobnie było z domowymi waflami czekoladowymi, które próbowałam zrobić, ale mi rozpuszczanie czekolady nie wyszło i niestety musiałam oblizać palce… w wyobraźni.

Czekoladowe fanaberie w ciąży

I tak czekolada stała się moją główną zachcianką ciążową, żeby nie napisać obsesją. Właściwie wobec wszystkiego, co jest czekoladowe nie potrafię przejść obojętnie. Czekolady, ciastka, batony czekoladowe, domowe wypieki z czekoladą, kruszonki z czekoladą, serki czekoladowe, bułki czekoladowe, kremy czekoladowe. Jeśli już przy czekoladzie jesteśmy to powiem Wam coś jeszcze.

Pewnego wieczoru zapragnęłam tak bardzo czekolady… z reklamy. Generalnie jako copywriterka jestem odporna na te wszystkie reklamowe bajery, ale tego wieczoru zobaczyłam czekoladę marki na G, którą jadłam kilkanaście lat temu i naiwnie myślałam, że jest gdzieś w sklepach dostępna, że po latach wróciła!

Ponownie w poszukiwaniu tej jedynej czekolady – szybka akcja. Zeszliśmy na dół do sklepu, żeby jej poszukać, bo coś mi się ubzdurało, że akurat tam będzie i ja ją na pewno widziałam! Nie było! Następnego dnia obrałam sobie cel, żeby poszukać jej w kilku sklepach. W żadnym z nich nie było. Potem w kolejnym. No nie ma! Aż pewnego dnia znalazłam… godnego dla niej zastępcę, właśnie wtedy, gdy odpuściłam już wszelkie poszukiwania! Czekolada nadziewana truskawkowa była moim wybawieniem z opresji! Kupiłam dwie. Jak miałam dni, że miałam na nią bardzo ochotę to potrafiłam zjeść całą w godzinę. I tfu, tfu (nie zapeszając) jest nadal dostępna! 🙂

Nietypowe połączenia produktów… i smaków

Przyznam Wam się otwarcie – śmiałam się głośno, gdy słyszałam, że w ciąży jada się ogórki z czymś tam, z czymś tam. Że ma się w ogóle ochotę na ogórki kiszone… Śmiałam się do czasu, gdy sama nie kupiłam trzech słoików. Pewnego dnia robiliśmy ciasto czekoladowo-kawowe na urodziny mojego męża z jedną łyżeczką prawdziwej kawy. W przerwie od robienia tego ciasta jadłam oczywiście ogórka… a że zostało nam trochę kremu mascarpone wymieszanego z kawą to spróbowałam to połączyć i powiem Wam, że to było najbardziej hardcorowe doświadczenie, ale smak był dobry!

Były też dni, gdy nie miałam w ogóle ochoty na jedzenie ogórków. Albo wydawało mi się, że mam, a po położeniu kawałków ogórka na talerzu jakoś ta ochota przechodziła. Co do zachcianek ciążowych to pamiętam też jak któregoś wieczoru po 23, przed snem, zachciało mi się… białych landrynek! No śmiałam się z tej zachcianki jak jakaś głupia, ale spełniłam ją na drugi dzień. Oczywiście białe są najlepsze, więc wyżarłam wszystkie jakie były w opakowaniu.

Mąż mnie pociesza, że wcale nie jestem wymagająca w tych zachciankach i jem raczej normalne rzeczy, tak jak i przed ciążą. Nie ma tak, że mam na coś ochotę i wyganiam go do sklepu, żeby łaził i szukał specjalnie dla mnie.

A Wy drogie mamy, jakie mieliście zachcianki w ciąży? Pamiętacie coś zabawnego? Podzielcie się swoimi zachciankami w komentarzach! 🙂

Aktualnie we wrześniu
Jak dbać o małżeństwo na co dzień

To Ci się może spodobać! :)

Przejdź do paska narzędzi